Postanowiłam zrobić
sobie wycieczkę poza tereny watahy. Wiem, że zagrażają mi ludzie, ale wątpię
żebym ich spotkała. Przemierzałam przez różne ciekawe miejsca, np. polanę
Golgotha, brunatne pola. Wszystko byłoby dobrze gdybym nie zahaczyła o jakąś
linkę. Wtedy uruchomiłam jakiś system kombinacji i po chwili spadła na mnie
siatka. Nieźle się w nią wplątałam. Po kilku minutach poddałam się. Cóż, trzeba
czekać aż ktoś się pojawi.
Minęła dobra godzina
nim ktokolwiek się zjawił. Był to człowiek. Miał ze sobą kusze. Ugh nie brzmi
to dobrze, co? I dobrze nie było. Strzelił wprost we mnie. I skończyło się na
tym, że pogrążyłam się w głębokim śnie.
~~
Gdy się
przebudziłam, byłam w jakimś małym pomieszczeniu. Wokół mnie latali ludzie
ubrani w białe fartuszki i maski. Podniosłam się. To, co wtedy poczułam to nie
zapomnę do końca życia. Poczułam ostry ból w tylnych sferach mego ciała.
Odwróciłam głowę najmocniej jak tylko mogłam. I wtedy zrozumiałam, dlaczego.
Nie miałam ogona. Nagle spojrzał na mnie jeden z ludzkiej rasy i zmarszczył
brwi.
-Myślałem, że ta suczka nie żyje- powiedział.
-Też tak myślałem- odparł inny.
- No cóż. To musimy ją uśmiercić tu i teraz..
-Dobranoc piesku..
Chwila jak oni mnie
nazwali? Psem? Suczką? Przecież widać, że jestem waderą, wilkiem. Miałam ochotę
ich zagryźć, ale oni byli szybsi. Przepołowili mnie na pół. Czułam ostry ból.
Był nie do zniesienia. Z rozdartego ciała tryskała krew. Moje wnętrzności
wypłynęły na stół. To już jest koniec. Nie ma już nic. Moje ziemne życie
właśnie się zakończyło.
<Niech ci ziemia lekką będzie>
[*]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz