Z uśmiechem na mordce patrzyłem jak wadera odchodzi. Również wyruszyłem w swoim kierunku. W sumie sam nie wiem dokąd szedłem. Ale szedłem. To już coś, nie? No ale kiedy tak szedłem to... W sumie nic się nie działo. Ptaszki śpiewają, wiatr wieje, słychać szum wody, słoneczko świeci... Szum wody? Coś dla mnie. Ruszyłem w kierunku, z którego, jak mi się wydaje, dobiegał szum. Po jakimś czasie trafiłem nad jakąś zatoczkę. Postanowiłem trochę popływać. Z rozbiegu wskoczyłem do wody. Miała idealną temperaturę. Nie za ciepła, nie za zimna. Płynąłem coraz głębiej aż dotarłem do dna. No, z pięć metrów to ma. Z poziomu dna obserwowałem ryby i inne podwodne stworzenia. Zdałem sobie sprawę, że jestem głodny. Kiedy jakaś ryba przepływała obok mnie uderzyłem ją łapą. Kiedy padła wziąłem ją w pysk i popłynąłem ku górze. W końcu jedzenie z wodą nie jest zbyt smaczne. Kiedy wypłynąłem na powierzchnię wyszedłem na brzeg i zabrałem się za jedzenie. Po posiłku otrzepałem się z wody i zacząłem nasłuchiwać. Właściwie to nie słyszałem nic nowego. Po jakimś czasie ruszyłem w dalszą drogę. Po około pół godziny marszu dotarłem wreszcie do swojej jaskini. Po drodze ponownie wpadłem na dzika, jednak obyło się bez żadnych wader. Ani walki... Nie ważne. Kiedy tylko wszedłem do jaskini położyłem się i po jakimś czasie zasnąłem.
<Koniec wątku>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz