czwartek, 20 lipca 2017

Od Yin - Quest X

Przemierzałam samotnie las Caster. Zwykle podróżowałam razem z bratem, jednak dzisiaj każde z nas ruszyło w swoją stronę. Zapuściłam się głęboko w las. Znajdowałam się w okolicy granicy. Zdawałam sobie sprawę z tego, że mogę trafić na ludzi, jednak nic sobie z tego nie robiłam. Nawet jeśli zaatakowaliby grupą nie mieliby szans z moimi nieumarłymi. A zwłaszcza, że las jest tu dość gęsty, a cienie stoją po mojej stronie. Podsumowując, nie mają ze mną szans. Wtem usłyszałam kroki i tętent kopyt. Ludzie. Zanim pojawili się w zasięgu mojego wzroku zniknęłam w cieniu. Na chwilę po tym zobaczyłam ich. Conajmniej dziesięciu konnych jeźdźców i piętnastu piechurów. Byli uzbrojeni. Gotowi do walki. Jeździec znajdujący się z przodu był teraz około trzy metry ode mnie. Wyskoczyłam z cienia. Konie zaskoczone zaczęły stawać dęba. Piechurzy zaczęli celować do mnie z broni. Stanęłam na tylnich łapach. Ludzie cofnęli się trochę. Ich konie stały spokojnie. Jeźdźcy byli gotowi do ataku. Ja też. Rzuciłam siew ich stronę, a ci zaczęli strzelać. Pff, widać, że początkujący. Nawet trafić nie potrafią. Uskoczyłam przed szarżującym koniem. Jedna z kul trafiła mnie w bok. No dobra. Teraz się wkurzyłam. Skoczyłam na najbliższego człowieka i przegryzłam mu gardło. Zaczęłam atakować pozostałych. Po jakimś czasie znudziło mi się to. Zaczęłam tworzyć nieumarłych. Cienie zaczęły atakować ludzi. Choć dzielnie walczyli wkrótce zostało ich tylko trzech. Legion cieni zniknął, a ja stałam naprzeciw trójki ocalałych z mordem w oczach. Zaczęłam do nich podchodzić, a ci z każdym moim krokiem cofali się. W końcu skoczyłam na jednego z nich. Pozostała dwójka uciekła, a ja dobiłam ostatniego. Rozejrzałam się. No, niezła masakra. Skierowałam się w stronę domu. Starczy na dziś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz