Nie odpowiedziałam nic na jego pytanie. Podeszłam pod same drzwi. Zanim zaczęłam odwróciłam się w stronę Jacka.
-Radzę ci się odsunąć, a najlepiej gdybyś już poszedł. Nie
chcę nikomu zrobić krzywdy- powiedziałam i odwróciłam się z powrotem w stronę
drzwi.
Miałam nadzieję, że
basior odszedł, chociaż odrobinę, bo to, co zaraz się zacznie dziać będzie
naprawdę niebezpieczne. Położyłam obie łapy na skale i zaczęłam nucić.
-кроў адкрывае вароты дзверы. Дазваляць калечыць хтосьці, калі
пранікае ўнутр як па туман!
Nucąc je zaczęło się
dopiero dziać. Nagle zaczęło wiać. Z każdą chwilą coraz mocniej. Moje oczy
zmieniły kolor na czarny, tak jakby ich nie było. Po minucie wszystko ustało.
Sprawiło to to, że wzniosłam się nieco w powietrze i dość boleśnie upadłam na
plecy. Podnosząc się zauważyłam Jacka. Ugh, miał się oddalić. Na jego widok coś
zakuło mnie w serce. Na prawej przedniej łapie była dość głęboka cięta rana.
-Przepraszam- szepnęłam, a moje oczy się zaszkliły.
-To ja przepraszam, w końcu to ja ciebie nie posłuchałem-
rzekł z trudem łapiąc oddech- Chociaż brama się otworzyła- uśmiechnął się
lekko.
-Sprowadzę pomoc- odparłam i pobiegłam do Abby. Powinna
pomóc. W końcu jest zielarką.
Zastałam ją, jak się
wcześniej spodziewałam, w jaskini. Siedziała razem z bratem i jadła obiad.
-Abby?- zaczęłam.
Ona odwróciła się w
moją stronę i uśmiechnęła.
-O hej, Eliza. Co cię do nas sprowadza?- zapytała.
-Mam poważny problem- rzekłam- Porozmawiamy na osobności?
-Dobrze- powiedziała niepewnie i wyszła z jaskini, a ja
szłam za nią.
-No więc?
Opowiedziałam jej
wszystko szybko i treściwie. Ona patrzyła na mnie z powątpieniem, ale poszła do
jaskini i wzięła jakąś torbę.
-Lepiej działać szybko- rzekła- Prowadź!
<Jack? Abby?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz