Biegłem przez las Caster. Dlaczego biegłem? Już tłumaczę. Otóż, goni mnie wściekły niedźwiedź. Niefajnie, co nie? Jak do tego doszło? Szedłem przez las z zamiarem upolowania czegoś do jedzenia. Nie moja wina, że misiek mi się napatoczył. Ale się doczepił i chyba nie zamierza się odczepić. Wybiegłem z lasu, ten dalej mnie gonił. Dobra, nie chcesz się odczepić to cię zgubię. Skierowałem się w kierunku gór Szarych. Już po chwili wbiegłem do labiryntu. Skręciłem ostro w prawo. Potem w lewo i znowu w prawo. Następnie wbiegłem w jakiś wąski korytarz i zmieniłem się w cień. Nigdy nie widziałem tego korytarza. Poszedłem przed siebie tym tunelem, nadal pod postacią cienia. Cały czas biegł prosto, czasem jednak prowadził dość stromo w górę. Mam wrażenie, że idzie ponad wszystkimi innymi korytarzami. Po jakimś czasie zaczęło robić się jaśniej, aż w końcu zobaczyłem wyjście z tunelu. Wyjście znajdowało się poza terenem watahy. Zmieniłem się w siebie i rozejrzałem się. Wyjście było ukryte między krzakami. Poszedłem przed siebie ciekawy co mnie spotka. Natrafiłem na jakąś drogę. Widziałem na niej ślady końskich kopyt oraz kół. Ludzie. Ślady są świeże. Poszedłem za nimi aby sprawdzić dokąd prowadzą. Po jakimś czasie zauważyłem wyjście z lasu. Widziałem tam też ludzi, konie i psy myśliwskie. No jasne, robią sobie polowanie. Chociaż bardziej mi to wygląda na trening. Również szykują się do bitwy. Nagle ich psy mnie zwęszyły.
- No pięknie - powiedziałem do siebie i stanąłem w pozycji obronnej.
Wyszczerzyłem kły i zjeżyłem się. Niech wiedzą, że mnie nie łatwo przestraszyć. Psy pobiegły w moją stronę. Cztery. Nic prostszego. Pierwszy z nich rzucił się na mnie. Był ode mnie mniejszy. Z łatwością odrzuciłem go łapą. Trzy następne były na tyle mądre aby zaatakować razem, a na tyle głupie, aby zaatakować. Pozbyłem się ich. Trzy martwe, jeden leży pod drzewem nieprzytomny. Zacząłem iść w kierunku ludzi szczerząc kły. Nie miałem w planach ich zabijać, jedynie nastraszyć. Niektórzy zaczęli się cofać. Jeden z nich, zapewne świerzak, wycelował we mnie z broni. Ciekawe, czy jest odważny, czy durny. Kiedy wystrzelił odskoczyłem w bok, dzięki czemu kula mnie nie trafiła. Na dźwięk wystrzału konie poruszyły się niespokojnie. Człowiek znów we mnie strzelił. Znów uskoczyłem, jednak tym razem skoczyłem w stronę człowieka. Powaliłem go na ziemię. Nagły atak z mojej strony sprawił, że konie odbiegły. Ludzie zareagowali podobnie. Oczywiście poza tym, którego przygwoździłem do ziemi. Widziałem w jego oczach strach. Nie zamierzałem go zabijać. Osiągnąłem swój cel. Warknąłem na chłopaka, zszedłem z niego i poszedłem w kierunku wejścia do tunelu. Słyszałem jak wstaje. Szedł w moją stronę. Zatrzymałem się gwałtownie i odwróciłem. Patrzyłem na chłopaka. Nadal się bał, jednak trochę mniej. Wciąż szedł w moim kierunku. Warknąłem, na co ten zatrzymał się.
- Słyszałem, że wilki nie oszczędzają nikogo, że są bez litości. Więc dlaczego ja jeszcze żyję? - spytał.
Zadziwił mnie tym pytaniem. Jakby serio myślał, że mnie zrozumie. Wpadłem na durny pomysł.
- Każda reguła ma wyjątki - powiedziałem.
- Więc nie każdy wilk zabija? - zapytał.
- Ty mnie rozumiesz? - byłem conajmniej w szoku.
- Dziwne, nie? Od dawna rozumiem mowę zwierząt. Inni mają mnie przez to za chorego czy coś - odpowiedział. - poza tym, Aaron jestem.
- Spirit - przedstawiłem się. - miło się gada i wogóle, ale wracam do domu. Tobie też radzę.
- Wpadnij jeszcze kiedyś, co? - zaproponował.
- Kiedyś. Czemu nie? Narazie, dzieciaku.
Po tych słowach odszedłem w swoją stronę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz