<Pv Ruki>
Był już wieczór. Nagle
ogarnęło mnie złe samopoczucie. Czułam jak maleństwa kopią mnie w brzuch
mocniej niż wcześniej. Wstałam, żeby napić się wody, jednak skończyło się to
zawrotami głowy.
-Wind?-zawołałam
Mąż szybko pojawił się obok mnie. Spojrzał na
mnie zatroskany i lekko zmartwiony.
-Co się dzieje?-spytał
-Głowa mnie boli i.. Dzieci
kopią z większą siłą. Myślisz, że to stanie się dziś?- zapytałam
-To bardzo możliwe. -
odpowiedział. – na razie lepiej się połóż i w razie czego wołaj. Będę
niedaleko.
-Dobrze- odparłam i położyłam
głowę na łapach. Po krótkiej chwili powieki stawały się coraz cięższe i w końcu
porwałam się w objęcia morfeusza.
<Pv Wind>
Ruki zasnęła. Ja ruszyłem nad
pobliski strumień. Usiadłem na brzegu i zacząłem wpatrywać się w swoje odbicie.
-Więc to dziś zmienia się moje
życie... - powiedziałem sam do siebie.
Jak to możliwe, że niedawno byliśmy parą
młodą, a teraz dzieci są w drodze? Ten czas tak szybko leci... Trochę też się
zmieniło, gdyż założyliśmy watahę, co dało nam na barki nowe wyzwania. Hum.. W
sumie to nie zastanawiałem się zbytnio nad imionami dla szczeniąt. Oczywiście
muszę wziąć pod uwagę różne kombinacje płci. Imiona dla córeczek.. Może Nicole,
Lily, Kira lub Diana, a dla synków Leo, Diego, Nick albo Andre? Tak, to dobre
pomysły. Ewentualnie później się jeszcze coś wymyśli. Wstałem i ruszyłem do jaskini,
aby sprawdzić co u Ruki. Kiedy wszedłem do jaskini, wadera miała zamknięte
oczy. Jednak jak podszedłem bliżej otworzyła je.
-Jak się czujesz-zapytałem.
-Mniej więcej tak samo jak
wcześniej-odparła
-Mniej więcej.. A dokładniej?
-Głowa mnie mocniej boli.
- Będzie dobrze. Jak myślisz,
ile ich będzie? I jakich żywiołów będą?- spytałem.- Mam wrażenie, że martwię
się tym bardziej niż ty.. - dodałem.
-Wolę być spokojna, to lepsze
niż żebym się denerwowała to to by mogło być niezdrowe dla maleństw. W miocie
najmniej może być czwórka. Żywioły pewnie odziedziczą po nas.
Położyłem się obok Ruki.
- Wyobrażam to sobie. Cztery
małe, puchate kulki. Wspaniały widok- powiedziałem.- Szczerze mówiąc nie mogę
się doczekać aż je zobaczę.
-Ja również. Masz jakieś
pomysły na imiona?
- Mam kilka. Dla dziewczynek
Nicole, Lily, Kira albo Diana, a dla chłopców Leo, Diego, Nick lub Andre -
odpowiedziałem.
-Ładne są. Cieszę się, że jesteś ze mną-
odparła.
- Jestem. I będę na zawsze - powiedziałem.
Nagle Ruki skuliła się,
zamknęła oczy i zacisnęła zęby. - Ruki? Co się dzieje? Jednak nie odpowiedziała.
To chyba już. Prowadzony instynktem
pobiegłem po lekarza.
//kilka minut później//
Po kilku minutach obok mnie leżały cztery małe
szczeniaki. Tak jak sobie wyobrażałem, puchate kulki.
<PV Ruki>
Maluchy wyglądały przesłodko.
Tak jak powiedział mój małżonek, wyglądały jak puchate kulki.
-Gratuluję, macie państwo dwie
waderki i dwóch basiorków- powiedział lekarz- Już nie jestem wam potrzebny,
więc do zobaczenia.
Kiedy medyk wyszedł, czas
przyszedł na nadanie imion.
-To, na jakie się decydujemy
imiona?- spytałam
- Może Nicole, Lily, Leo i
Diego? - zaproponował Wind.
-To chyba najlepszy wybór
Wzięłam jednego malca bliżej
siebie i zaczęłam go lizać. W końcu trzeba je umyć. Przy myciu malucha zauważyłam,
że ma małe skrzydełka.
- Popatrz, Leo ma skrzydła po
tobie - powiedziałam.
- Faktycznie. Czyli Leoś ma
żywioł powietrza. - odpowiedział Wind
- Bardzo możliwe-odparłam.
- Ciekawe jakie żywioły mają
pozostałe maluchy- powiedział Wind.- szkoda, że nie mogą nam powiedzieć.
-Jeszcze wszystko przed nimi.
Wind położył się obok
pozostałej trójki. Nicole, Diego i Lily zasypiali wtuleni w ojca. To był wielki
dzień. Zarówno dla mnie jak i dla Winda i oczywiście maluchów. Przed nami dużo
nowych wyzwań. Teraz.. Wszystko będzie inaczej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz